poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Brak pomyślunku

To sobie dzisiaj popisałam... ale przynajmniej przeglądając dotychczasowe strony świdrującym spojrzeniem wpadłam na kilka genialnych pomysłów i nie zawaham się ich zrealizować. Niektóre z nich nie mają absolutnie żadnego związku z pracą, ale taki jest efekt uboczny twórczego myślenia i nic na to nie poradzę :P

Pochodziłam sobie dzisiaj boso po trawie i zrobiło mi się tak wakacyjnie...! I ubrudziłam sobie stopę żywicą, co już nie było takie przyjemne.
Ale co tam. Razem z Młodym, który w swojej okazałej brodzie wygląda na starego, więc mówią mu per pan, poznaliśmy nowe zastosowanie źdźbeł trawy i wydobywaliśmy z nich ciekawe dźwięki. Nawet nas to trochę wciągnęło i przez moment Młody zapomniał, jak bardzo boli go ząb.

A moje kołki są od dziś na jurze i mają moje duchowe wsparcie, żeby nie padało, bo wtedy Chmura będzie musiał wyciągnąć strój, w którym wygląda jak Buka. Ciekawe czy znów świecą im świetliki :)

niedziela, 29 kwietnia 2012

"Ponglish potoczny"

Drugi wynik wyszukiwania w Google słowa "siur"

Wiele wyjaśnia :)

Uff, jak gorąco

Lato zaskoczyło moje obuwie. Pogoda jak marzenie, ale na moje trzewiki zdecydowanie za ciepło. Tak oto siurek założył na raciczki swoje szpile i bawiłam się w grę nie "zaharataj obcasem o chodnik". Pod koniec szło mi (się) nawet nieźle!

To, co zaraz napiszę nie będzie żadną przełomową wiadomością, dlatego entuzjastyczne eureka zachowam sobie na inne okazje, ale muszę zaznaczyć, że po każdej rozmowie telefonicznej z Angolem świat jest jakiś ładniejszy. Lepszy. Rzekłabym nawet, że sympatyczniejszy. Chyba ktoś tu za kimś tęskni troszeczkę :)
Słuchając opowieści o prawie że nagich męskich imprezach starałam się hamować moją wybujałą wyobraźnię i nasuwające się obawy. W końcu impreza to impreza, ma swoje prawa, a skoro puszczono odpowiednią nutę to nie da się wymigać. Dopiero po jakimś czasie poczułam się nieswojo, bo dotarło do mnie, że gdy Angol opisywał mi stroje, to wiedziałam, o których bokserkach Rogera była mowa.
Ostrożniej będzie tego nie analizować :)

Już nie mogę się doczekać, aż napiszę pracę :P

sobota, 28 kwietnia 2012

Życie toczy się dalej

Ostatnio działy się różne rzeczy, niekoniecznie wesołe, więc nie chcę o nich pisać. Każdy wie, że tak musiało być i już. Wobec pewnych spraw jesteśmy bezsilni.

Pogoda taka piękna, że kusi jak córy Koryntu. Grzechem z niej nie skorzystać, ale zarazem grzechem korzystać - chyba że dam sobie spokój ze snem i nocami napiszę całą moją mgr do końca. Szykuje mi się majówka z Bemem. Przebieram nóżkami ze szczęścia i piszczę z radości jak hamujący pociąg, solennie przysięgając samej sobie, że się wyrobię, a później wszystko odbiję i to z nawiązką. Ten pomysł mi się nawet podoba, więc może plan wypali. Źle - bez może, wypali na pewno! Czasami w takich momentach żałuję, że nie ukończyłam kursu szybkiego czytania... Ale nie warto marudzić, tylko trzeba spiąć poślady i machnąć te jakieś pięćdziesiąt stroniczek.

Joker zrobił mi dzisiaj smrodliwy kawał. Ja mu umyłam zęby, a on odpłacił mi się zjedzeniem gówna. Dał mi do zrozumienia, że smak pasty do zębów jest dobry tylko od czasu do czasu.

Tyle miałam do napisania, że mi się pozapominało co chciałam... to widocznie znak, abym przestała się dekoncentrować i wróciła do mojego ulubionego zajęcia ostatnich tygodni.

PS. Graliście kiedyś w tetris tak długo, że aż zdrętwiały Wam ręce?

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Łuska karpia

Nigdy nie wiadomo, kiedy można na drodze spotkać chmury. Podobnie jest z Chmurą ukołowionym, ale nie skołowanym, będącym czasem ukołkowionym, lecz to podczas spotkań o wysokiej kołkowości :) Dlatego teraz spacerując z Jokerem będę uważać na rowerzystów. Na marginesie - zabawka Jokera odzyskana!

Jedna mała przesyłka, a może dać tyle radości. Przyszedł dziś do mnie mój nowy portfel. Z entuzjazmem przepakowałam zawartość starego do nowego, z pominięciem kilku zbędnych rzeczy (z każdym nowym portfelem noszę w nim mniej rupieci), takich jak paragony, stare karty EKUZ i łuska karpia. Co prawda tej ostatniej nie chciałam się pozbywać, ale Joker zadecydował inaczej. Zapomniałam jej zabrać z zasięgu jego języka i Joker zaczął ją żuć, gdy tylko ją wywęszył. A to była łuska na szczęście, z wigilijnego karpia! Miałam dzięki niej mieć dużo pieniędzy! Teraz Joker będzie je miał. Bez sensu.
Lecz nie nowy portfel mnie tak uradował, tylko dołączona do koperty paczuszka wyselekcjonowanych niebieskich skittles, moich ulubionych :)
Angol dotrzymał słowa. Takiego mam fajnego chłopaka, a co, pochwalę się :)
Bo mogę (+ ucieszy się, że go chwalę).

Poza tym nic nowego, ciągle to samo i bardzo, ale to bardzo chciałabym, żeby pewne rzeczy już się skończyły. Chyba już wystarczy.

Pogoda taka piękna. Tak zielono. Trzeci rozdział skończony. Nie jest tak źle :)

piątek, 20 kwietnia 2012

Inicjacja

Dziś miałam pierwszy spacer w trampkach w tym sezonie.
Od razu mi lepiej.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Hokejowe plany wstępne

Uśmiecha się do mnie łyżka i wcale nie zwariowałam.

Przypomniało mi się, dlaczego tak bardzo polubiłam Bema. Wszystko przez kurczęta. Ach, jak drób łączy ludzi! Bądź co bądź, zostanie sentyment. Do Bema i do kurczaków :)
Waszym zdaniem - skoro ostatnio dość często śni mi się uprawianie sportu (konkretniej jazda na łyżwach), to czy oznacza to, iż mój mózg domaga się ruchu? Czy raczej to oznacza, że mój syn będzie sławnym i utalentowanym hokeistą - po tatusiu? :D
Od razu prostuję, że nie ma żadnego syna w drodze, więc zacierający z radości ręce niech przestają je zacierać. Teoretycznie sobie gdybam. Bo gdybym miała tych, powiedzmy, trzech synów, to któryś z nich mógłby zostać hokeistą... małe dzieci na łyżwach wyglądają tak uroczo!

Ekhm. Wystarczy gdybania. Ostatnio przez moją głowę przewalają się miliony szalonych myśli i jakoś muszę odreagować. Jakby móc tak przesunąć wskazówki zegara do czerwca i załatwić to wszystko pomiędzy w przyspieszonym tempie, byłoby fantastycznie...
Szkoda, że nie jest.

środa, 18 kwietnia 2012

Staropolskie nowinki

Dzięki uprzejmości Szczura i jej pojemnej torbie odzyskałam muffinkownicę, co oznacza, że mogę znowu piec moje rarytasy (pozazdrościłam Rudzielcowi tych z rabarbarem :P). Jupi! Papilotki w zebrę zdały egzamin. Są warte swojej ceny. A ja mam ochotę wypróbować tyle przepisów, że nie wiem, od którego zacząć i nie wiem, kto to wszystko będzie zjadał. Oczywiście, zjadającą mogłabym być ja, ale mogłoby to niefortunnie odbić się na moich gabarytach.
Szczur zabiła mi dziś klina i od momentu naszej rozmowy zastanawiam się, czy jeszcze lewooczna czy prawooczna; lewouszna czy prawouszna; lewonożna czy prawonożna. Nawet nie potrafię tego sprawdzić, bo za bardzo się nad tym zastanawiam. Wiedziałam, że tak będzie :P

Jaka to wstrętna ironia, że dopiero po prawie pięciu latach studiowania okres staropolszczyzny stał się dla mnie interesujący. Gdybym na pierwszym roku czytała odpowiednie lektury zamiast studiowania notatek z poprzedniej grupy lub wałkowania Kochanowskiego to może nie miałabym poprawki... Przynajmniej teraz dobrze się bawię, doczytując się czarodziejskich mocy kamieni, roślin oraz zwierząt. Wiedzieliście, że nie można było zasnąć w cieniu cisa, bo groziło to śmiercią? Albo że salamandry i węże przynosiły szczęście, a pies był zwierzęciem demonicznym? No i po co podkowa na drzwiach domu? By broniła przez złym, magicznym wpływem z zewnątrz.
Dobra. Poopowiadałabym więcej, ale jestem wciąż w trakcie lektury, poza tym pora zabrać się za obowiązki (i tym razem nie mam na myśli oglądania "Przyjaciół"... a szkoda).
Bywajcie, moi drodzy ziomkowie.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Za zające, króliki i krewnych Królika

Miniony weekend był intensywniejszy, niż się tego spodziewałam.
Spędziłam go na udawaniu nieprzytomności, urazu kręgosłupa i poparzeniach obu rąk spowodowanych wyskoczeniem z płonącego budynku. Przy okazji nasłuchałam się wielu komplementów - w znacznej części nieszczerych, przecież należy zapewnić poszkodowanemu komfort psychiczny, więc trzeba mówić, mniejsza o treść. Ale to z 19-tką na karku mi schlebiło. Wyglądam apetycznie jako kebab w cienkim cieście ;)
Nieco później powstałam i zamieniłam się w Marcowego Zająca zamieszkującego Brudnicę Czarów. Kolejna impreza tematyczna u Szczura wypadła świetnie. Niestety, na samym początku zostałam poczęstowana magicznymi napojami, których działania nikt nie znał i miało się je ujawnić dopiero na końcu imprezy. Ujawniło się i to boleśnie. Magiczne napoje bardzo źle działają na głowę, wierzcie mi... Ale to nieważne, bowiem wręczyliśmy prawie że w pełnym gronie zaległy urodzinowy prezent dla Szczura, odśpiewaliśmy jej chóralne i nieskoordynowane "Sto lat", a później wychylaliśmy za jej zdrowie kielonki pełne cytrynówki. Przyznaję się ze skruchą, ze zjadłam dużo babeczek i ciasteczek, bo one tego chciały. A ja nie miałam zamiaru oponować. Standardowo wraz z Dziwadłem ulokowałyśmy się na parkiecie i frygidrygałyśmy ile się dało! Aż moje kolana trzeszczały. Inni też z nami ochoczo frygidrygali, ale nie wiem, kto ostatecznie wygrał konkurs, ponieważ zające mają krótką pamięć. A ja wczułam się w swoją rolę, jeśli wiecie, co chcę przez to powiedzieć... Trochę było mi przykro, kiedy okazało się, że Sławek jest bardziej magiczny niż ja, tzn. że swoimi karcianymi sztuczkami przyćmiewa moje. Ale warto było. Jestem pod wrażeniem. I pod wrażeniem Piki, która ma głos jak dzwon też jestem.
Martwią mnie tylko dwie rzeczy. Po pierwsze - że tak mało umiem napisać o tym czarodziejskim party, a po drugie - że pomyliły mi się ściany i byłam przekonana, że zasnęłam pod inną, gdy los chciał bym obudziła się przy kaloryferze.

Jakkolwiek - dzięki wszystkim za odskok od rzeczywistości, a szczególne podziękowania należą się Szczurowi, że po raz kolejny zechciała wziąć na siebie odpowiedzialność imprezowania z kołkami :)



To tyle mianem zreferowania weekendu.
Jeśli o dzień dzisiejszy chodzi to zauważyłam, że ostatnimi czasy podczas pichcenia w kuchni notorycznie brudzę sobie skarpetki. Z takim darem trzeba się urodzić (ewentualnie - trzeba nosić skarpetki).

piątek, 13 kwietnia 2012

Refleksje i refluksy

Macie pomysł jak przemycić psa przez granicę tak, aby nie musiał przechodzić kwarantanny? Jak pomyślę o tym, że będę musiała zostawić mojego kochanego piesiuńcia na dłuższy czas to serce mi się kraje. Joker tęskni za mną jak wyjdę do sklepu, a co dopiero jak... Hm... właśnie wyobraziłam sobie Jokera w Love Shack'u, na pastwiskach z owieczkami oraz wylegującego się na już i tak wysiedzianej (przeze mnie) sofie i chyba przemyt nie jest najlepszym pomysłem.
Poza tym czy Joker mógłby opuścić Ritę? Tak się nie robi ukochanej.

Czy zapach białego pieprzu Wam śmierdzi? Bo mi trochę. Gdy czuję biały pieprz mam skojarzenia z klatką dla małp w zoo. Nie wiem skąd takie konotacje. Może dlatego, że małpy jedzą dużo białego pieprzu. A może odwrotnie, aromat pieprzu zaczerpnięto z naturalnego zapachu małp - kto wie?

Tworzenie pracy dyplomowej sprzyja awariom prądu, to już wiem, ale dzisiaj przekonałam się, że klawiatury też prędzej psują się, gdy są na gwałt potrzebne. Po małej resuscytacji - jak widać i jak na razie - działa, ale nie chcę mówić głośno, bo sprzęty lubią się mścić. Dobra klawiatura, dobra, w ogóle mi nie przeszkadza twoja niezbyt posłuszna spacja, jesteś super.
Podczas tego pisania przekraczam limity w wypijaniu herbaty oraz ogólnie pojętych płynów, co zmusza mnie do częstszych przerw. Ale o suchym pysku nie idzie mi w ogóle i zaraz jestem głodna. Same przeszkody! Kto to widział! Za to pierwszy sukces osiągnięty. Przebiłam ilością stron moją pracę licencjacką. Fanfary. Jak tak dalej pójdzie to do końca tego roku napiszę pracę i będę najlepiej nawodnioną magistrantką ever.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Zadośćuczynienie

To nie ważne, że wstałam dziś wcześnie (drugi dzień z rzędu). Nie szkodzi, że pojechałam na uczelnię, po drodze przesypiając kilka rozdziałów książki i gniotąc się w pociągowych siedzeniach, które nie są przystosowane do długonogich stworzeń, a owocem mojej podróży była 5-minutowa rozmowa nie wnosząca nic do mojego życia. Równie dobrze mogłabym nie pojechać i wykorzystać najlepsze godziny wydajności mojego umysłu na tworzenie.
Los chciał, że pojechałam, by od razu wrócić.

Ale dzięki temu spotkałam JJ-a! I to nadrabia wszystkie krzywdy! :)

Plus, całkiem przypadkowo, nabyłam ładne poszewki na poduszki. Nie ma tego złego...

Gdybyście chcieli kiedyś popełnić samobójstwo to pamiętajcie, że nie wolno Wam tego zrobić, ponieważ całemu wszechświatowi na Was zależy. Zrozumiano, czy mam powtórzyć?
CAŁEMU WSZECHŚWIATOWI NA WAS ZALEŻY!
No.

środa, 11 kwietnia 2012

W przygotowaniu

Prace nad ogólnym wyglądem trwają. Ciągle jeszcze nie mam pomysłu na nowy design, więc postanowiłam przywrócić klimat "pierworodnego". Boli mnie to puste archiwum, chociaż znając własne zapędy niedługo nadrobię zaległości.
Jeszcze kilka kosmetycznych zabiegów i będę mogła zapraszać gości na włości :)

wtorek, 10 kwietnia 2012

Decyzje i ich konsekwencje

Każda decyzja o przeprowadzce jest trudna. Sam proces wyczerpujący. Ale meblowanie nowego miejsca dostarcza tyle frajdy, że warto.

Ponadto kiedyś musiał nastąpić ten moment.
C'est la vie.