wtorek, 25 września 2012

Rymy krejwenowskie


***
Pleśni przebrzydła, puchu białawy,
Zrodzona w gościnnej wilgoci i mroku,
Rozpleniasz swoje grzybicze dywany,
Wdepnąć w nie można na każdym kroku.

Potęga twoja tak niepojęta,
Trudno uciec unikając skazy.
Walka z tobą nierówna, przeklęta,
Przyprawiona szczyptą odrazy.

Opuść domu progi, idź w niepamięć!
Opuść kąty, donice i fugi!
Uwolnij ofiary z grzybiczych objęć,
Gdyż zabawiłaś tu czas zbyt długi.

Nie tutaj twe miejsce, zmykaj, przepadnij
I o powrocie szybkim zapomnij.

poniedziałek, 24 września 2012

Wiem i nie wiem

O Boże Boże Boże Bożenko, słuchanie Braci Figo Fagot źle wpływa na moje marzenia senne... Śniło mi się, że cyganie okradali nam mieszkanie w nocy, gdy ja smacznie spałam. A wiadomo, że nikt tak nie kradnie jak cygan z cygańskiego taboru.

Mam dziś do napisania dwie rzeczy: coś, co wiem i coś, czego nie wiem. Zaczynam.

Wiem, że to dużo za wcześnie na takie deklaracje, powinnam się wstrzymać jeszcze troszkę, ale wyznam to. Moja szefowa to fajna babka. Przekonałam się o do tego wczoraj, gdy z entuzjazmem pokazała nam swoje nowe skarpetki. W dodatku były to takie same skarpetki, jakie ja kupiłam dla siebie.  W czarno-białe paski z głową pandy. Jak ja mam jej nie lubić? No? Ok, jest kilka sposobów, lecz stanowczo wolę wersję, że jest między nami obopólna sympatia (a jak jeszcze dostanę wypłatę to w ogóle będzie super...)
Nie wiem z jakiego powodu, ale przypomniał mi się zakup Gohy podczas jednego z naszych wypadów. Tusz do rzęs z wibratorem. Autentyk. Dzięki temu nie trzeba było podczas malowania wykonywać zygzakowatego ruchu, pomocnego w pokryciu całego włosia. Wystarczyło nacisnąć guziczek i wibrator robił to sam. Sprytnie, hm? :>

Skończyłam.

piątek, 21 września 2012

Xbox vs siur 1:1

 -  Czegokolwiek nie kupisz będzie super - odpowiedział Angol na moje pytanie, czy będzie jeszcze pił ze szklanki, bo chcę ją umyć. Dopiero gdy to wypowiedział, zorientował się, że mówi kompletnie nie na temat. Trzeba mu to wybaczyć. W końcu premiera ulubionej gry nie zdarza się zbyt często.
Tyle tytułem wstępu. Mam wolny weekend i chłopa w domu ni ma (a przynajmniej nie duchem). Chce mnie ktoś gdzieś zaprosić, gdzieś coś ten, co? A może? A może jednak?

Zanim jednak mój luby oddał się w ręce "Borderlands 2" zdążyłam się na niego zezłościć, odzłościć, pojechać z nim do walijskiego miasteczka w sprawach urzędowych - uuu jak to formalnie brzmi - oraz czysto hedonistycznych oraz spędzić upojne 3,5 (słownie trzy i pół) godziny na graniu w Monopoly. Nie wiem, czy to wierność oryginalnym markom (tja), kwestia przyzwyczajenia czy taki kaprys, ale w Monopoly gra mi się lepiej niż w Eurobiznes. Podczas gry w Eurobiznes jest zawsze za dużo wódki i zawsze zasypiam w trakcie, a gdy się obudzę - wszystkie moje interesy wyprzedane. Klęska. W Monopoly też zbankrutowałam, ale przynajmniej nie zasnęłam, mało tego, nawet przez moment wyraźnie wysunęłam się na prowadzenie. Lecz niestety, za dużo szaleństw, za dużo odsiadek w więzieniu, za mało szczęścia...

Możecie pogratulować mi pomyślunku, bo przedwczoraj zaczęłam uczyć się angielskiego i czytać brytyjskich zwyczajach. Rychło wczas, ale lepiej późno niż wcale, że tak zaciągnę polskością. Dowiedziałam się kilku pożytecznych detali, w stylu o czym rozmawiać a o czym nie, co w ich kuchni jest jadalne, czego lepiej nie wkładać do ust oraz czy wypada ściągać buty w gościach. Niby takie nic. Ale kto wie, kiedy się przyda. Przy okazji odkryłam, że mam wspólne pasje: miłość do kubków i entuzjazm z otrzymywanych kartek. Z byle jakiej okazji. Na początek dobre i to :)

poniedziałek, 17 września 2012

Ewolucja ogrodnicza

Mam pachnący parapet! Samej trudno mi w to uwierzyć, ale posiadam mały domowy ogródek ziołowy. Ja, potrafiąca ususzyć kaktusa, ja, nie zauważająca zdychającego i błagającego o wodę fiołka na kuchennym blacie, ja - mam teraz własne roślinki do pielęgnacji. Czy to nie jest... wspaniałe? Przepoczwarzam się :)

Chociaż może poczekajmy kilka tygodni, bo jak się okaże, że mój zapał rolnika był słomiany i ogródek zakończy się fiaskiem to o poczwarkach można tylko pomarzyć.

Wiecie jak wygląda absolutne szczęście? To wtedy, kiedy po długim czasie burczenia w brzuchu, wspomaganego bodźcami wzrokowymi w postaci nieosiągalnego, acz kuszącego zapachem jedzenia, dane jest wreszcie poczuć na podniebieniu posiłek. Zwłaszcza, gdy jest nim ciastko z dżemem malinowym, bitą śmietaną i prażonymi migdałami... Mmm... (chwila na przełknięcie ślinki). Wówczas ubrudzone policzki i nos przyprószony cukrem pudrem nie są w stanie zniszczyć magicznej chwili delektowania się tym kalorycznym cudem. Poprosiłam Angola, żeby mnie zabierał do tej cukierni raz na kwartał. Nie częściej, bo to niebezpieczne. Ostatnie, czego bym sobie życzyła to spowszednienie takich pyszności i rozmiar XXL.
Francuskie z wiśnią może poczuć na karku oddech konkurencji. Chociaż wciąż utrzymuje się na podium nikt nie wie, czego dane mi będzie skosztować za kwartał.


PS. Wiadomość dla Angola - WYGRAŁAM!!!

poniedziałek, 10 września 2012

Ogórek to nie grzyb, jagoda nie borówka

Czas płynie jak wartki strumień moczu po kilku godzinach wstrzymywania. Szybko, za szybko, szczególnie w weekendy, kiedy jest kilka opcji do wyboru i trzeba się na jakąś zdecydować. Teraz już wiem, że w przyszłym roku zarezerwuję sobie czas w drugim tygodniu września, żeby załapać się na Festiwal Jedzenia. Wraz z Angolem wpadliśmy do Ludlow na sam koniec tego wspaniałego festiwalu - w końcu FOOD! To coś, co oboje lubimy ;) Było mnóstwo smakołyków, które kusiły mnie swoim wyglądem, ale odstraszały ceną. Za to bezy... mmm bezy były warte grzechu i  swojej ceny. A wszystko podziwialiśmy przy skocznych dźwiękach Asparagus and The Kilburn Habit, do których nóżka sama przytupywała oraz Jamajczyka, który widząc woodstockową koszulkę bardzo się ożywił.
Przy okazji, woodstockowa koszulka jest w tym kraju bardzo pożyteczna. Można dzięki niej zdobyć wiele ułatwień, np. obsługę w języku polskim w KFC :) Przetestowane.

Borówki, dużo, duuużo borówek w lodówce! Nie mogę się zdecydować, co z nimi zrobić. Ciasto, koktajl, muffinki, czy może pochłonąć je po prostu, ot tak, gdyż są zdrowe i ponoć poprawiają wzrok. Co do tego ostatniego to oka nie dam wydłubać. Oczy mi potrzebne, jakiekolwiek by one nie były. Czasami mnie zawodzą i miewam omamy, by dać przykład - ostatnio pomyliłam kawałek ogórka z grzybem atakującym sofę. Na swoje usprawiedliwienie przypomnę, że sofa była porządnie zmoczona przez deszcz, wszystko mogło się zdarzyć, ale żeby z ogórkiem... Wstydź się, siureczku.

Tak oto mam się dobrze, jak zwykle zajadam się pysznościami i potwierdzam zasadę, która głosi, że jeśli ktoś zrobi mi kawę to mi taka lepiej smakuje :)


Prośba do kinomanów. Czy możecie mi polecić jakieś naprawdę dobre filmy? Szukam natchnienia, a lista mindfucków stworzona przez mitycznego Kowalskiego została wyczerpana. Jakieś propozycje?

środa, 5 września 2012

Aromaty

Dawno nie miałam takiej fazy jak wczoraj! Tak mnie wszystko śmieszyło, tak było fajnie, a nie wydałam ani grosza. Nawet istnieje szansa, że jeszcze mi za to zapłacą. Wystarczyło ok. 3 godzin inhalacji farbą. Co prawda najpierw przyszedł kac i pojawił się ból głowy, ale później przeszło i... ho ho ho :) Zupełnie odwrotnie jak z alkoholem.

Moje ręce pachną mężczyzna. To nie dlatego, że z jednym mieszkam i mam go pod ręką prawie cały czas, lecz dlatego, że do buteleczki po płynnym mydle wlałam żel pod prysznic dla facetów. Szkoda by się marnował. Teraz przy każdym myciu rak, a robię to nadto często, takie zboczenie, czuję się jak prawdziwy facet, który dopiero co wyszedł spod prysznica :P

Tygodniowa dawka głupot odhaczona.

poniedziałek, 3 września 2012

A w zielonym to po angielsku jest in blue

Zrobiłam to!
Yes, yes, yes!

Niedawno pisałam o moim pierwszym razie i przysięgam, że nawet przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że podobny stres będzie mnie czekał w przyszłości. I to jeszcze tak niedalekiej. By choć trochę rozjaśnić Wam zakamarki mojego rozumowania, tłumaczę, że musiałam zjechać na zjeżdżalni. Jak dla mnie przypominała raczej skocznię narciarską, a samo siedzenie na jej krawędzi przyprawiało mnie o drżenie wnętrzności. Jeszcze nigdy siła grawitacji nie była dla mnie taka silna. Ale musiałam to zrobić. Po pierwsze: bo tak. Po drugie: do stu kołków, to jest dla dzieci, co może mi się stać? Po trzecie: od tego zależała moja praca :P
I zrobiłam to!
Za drugim podejściem, bo za pierwszym zbyt długo zwlekałam, a mój tyłek robił się coraz to cięższy i cięższy, aż wreszcie nie dało się go zsunąć z kładki. Jestem z siebie samej obrzydliwie dumna.

Garść nowinek - mam parasol! Kolorowy, niestety składany, ale Angol nie chciał się zgodzić na taki normalny ze względów bezpieczeństwa. Swojego. Oczywiście, jak można się było tego spodziewać, od kiedy mam parasol nie padało ani razu. Typowe.
Spełniłam także jedno ze swoich marzeń. Mam niebieskie drzwi do domu! Pomyślałam sobie, że skoro możemy pomalować drzwi i skoro mieszkamy w Anglii to mogę mieć angielskie, niebieskie drzwi. Teraz moje drzwi wyglądają jak wszystkie inne, hurra! Gratisowo zyskałam także niebieskie buty, niebieskie stopy, niebieskie pajęczyny, niebieską podłogę, niebieskie kable, niebieską klawiaturę oraz ogólnodostępny niebieski pył, co bardzo podkreśla mój kolor oczu i włosów.

Zdradzę sekret. Angol robi najlepszą chińszczyznę na świecie :)