W Aberystwyth - jak w każdej szanującej się mieścinie na Wyspach Brytyjskich - znajduje się zamek. Niewiele z niego zostało, ale przyznam, musiał być imponujący za czasów swojej świetności. Obawiam się, że jednak większą uwagę przykuwa budynek starego uniwersytetu, którym nie pogardziłby żaden fan Harrego Pottera. Chociaż do nich nie należę budowla znalazła u mnie wielką aprobatę (och te wieżyczki!). Zwłaszcza w świetle zachodzącego słońca. Już nawet wyobraziłam sobie siebie samą, siedzącą na nużącym wykładzie, spoglądającą przez okno w dal, na fale rozbijające się o skały. O tak.
Budynek uniwersytetu Aberystwyth |
Wzdłuż linii brzegowej można pospacerować promenadą, wśród mew i kafejek. Promenada kusi turystów swoim małym kasynem, wcinającym się w morze. Nigdy nie próbowałam grać, pomijając wielokrotne nieudane próby złapania maskotki w nieszczęsnych automatach nad Bałtykiem. Humory dopisywały, zatem postanowiliśmy się porwać przygodzie i utonęliśmy w odmętach hazardu. Taa... Z niemałym zażenowaniem muszę stwierdzić, że kiedy udawało mi się wygrywać w automatach z monetami - tych na zasadzie wrzuć jedną, by przesunęła całą stertę czekającą tuż na krawędzi - czułam przypływ adrenaliny. Gdy zauważyłam, że udało mi się podwoić kwotę, którą dysponowałam na początku, ogranęła mnie żądza wygranej. Wrzucałam kolejne onety bez opamiętania. Ostatecznie przegrałam wszysto co miałam. Cały funt przepadł! Ale wreszcie przekonałam się na własnej skórze jak to jest z tym hazardem i zrozumiałam, dlaczego ludzie się od niego uzależniają. Wbrew pozorom to dziecinnie łatwe wpaść w szpony nałogu. Całe szczęście mój portfel szybko zacisnął pasa i kazał wyjść z kasyna, ale to już, natychmiast.
Ścieżka na Constitution Hill |
Widok z Constitution Hill na Aberystwyth |
Nie wspomniałam jednak o najważniejszym. Aberystwyth to miasto studenckie. Po zmroku jednak nie tętni życiem i nie wylewa się z dyskotek, jakby można było się tego spodziewać. Jasne, były jakieś imprezy, ale stosunkowo niewiele. W pubach było tłoczno i gwarnie, ale raczej spokojnie. Ujęło mnie, że na plaży zbierały się grupki znajomych i siedzieli przy ogniskach, jedni z gitarami, inni z winem w ręku. Panowała niesamowita atmosfera luzu. Czuć było w powietrzu wakacje. Aż chciało mi się usiąść razem z nimi i wpatrywać się w płomienie.
Nigdy mnie specjalnie nie ciągnęło do tego miejsca, mimo iż co chwilę o nim słyszałam. Doznałam przyjemnej niespodzianki, mogąc samej przekonać się, jakie może być to miasto. Mimo iż okrutnie wymroziło mnie na plaży, a przeszywający wiatr i mżawka prawie wypłoszyły mnie do samochodu, bardzo miło wspominam ten wypad.
Kolorowe domy przy plaży |
Kolejna szpileczka w mapie.
Racja - nie umiem wymówić nazwy tego miejsca :) Może dlatego, że jest niewypowiedzianie piękne :)
OdpowiedzUsuńA jak poprawnie się wymawia nazwę tego miejsca?
OdpowiedzUsuńPS. możesz zastosować większą czcionkę, oczy się męczą przy dłuższym czytaniu...
Dzięki.